Matura z Ewangelii

 


Jezus powiedział:

«Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».

J 10, 27-30

            To, że dzisiejszy fragment Ewangelii jest tak krótki, nie oznacza wcale, że nie jest bogaty w treść. W czasie matur, który rozpoczął się w ostatni poniedziałek,  ci, którzy mają swoje własne wspomnienia z tego czasu, mogą przypominając sobie własna maturę przeanalizować go tak jak wtedy analizowali wybrany tekst. . Przykładowo, odpowiadając na  pytanie, po czym poznać owcę, czyli osobę wierzącą w Chrystusa, a jeszcze bardziej Chrystusowi. Odpowiedź w świetle dzisiejszej Ewangelii brzmi, że po tym, iż słucha Jego głosu i idzie za Nim. Czyli inaczej rzecz ujmując, że zna  Ewangelię i postępuje tak,  jak Ewangelia proponuje jako sposób na życie.

            Z tego punktu widzenia nie jest istotne to, w jakiej rodzinie się urodziliśmy i wychowaliśmy, jakie środowisko nas ukształtowało. Ba, nie jest nawet najważniejsze, czy w związku z tą, jak to nazywają psychologowie, socjalizacją, czyli wdrożeniem do życia w społeczeństwie postępującym zgodnie z obowiązującymi w nim normami, uczestniczymy w praktykach religijnych. Czy nasze poglądy i zwyczaje zbieżne są z tymi ukształtowanymi przez tradycję, międzypokoleniowy przekaz. Liczy się Ewangelia i życie Ewangelią i zgodnie z  Ewangelią.

            Słuszność  takiego właśnie podejścia zdaje się wynikać  z dzisiejszego pierwszego czytania z Dziejów Apostolskich. Opisuje ono bowiem wydarzenia mające miejsce w Antiochii Pizydyjskiej, dzisiejszym tureckim mieście  Yalvaç, w trakcie pierwszej podróży misyjnej Św. Pawła. Mamy tu zderzenie dwóch światów – zadufanej  w swej wyjątkowości i dumnej  ze swej tradycji społeczności żydowskiej, zamkniętej na Ewangelię oraz otwartych na Słowo Boże pogan. Ci pierwsi pełni zazdrości i wrogości, drudzy, jak opisują Dzieje Apostolskie, pełni wesela i Ducha Świętego.

            Co z tego wynika dla nas, współczesnych chrześcijan?  Otóż to, że polegając na swym wychowaniu i tradycji możemy bardzo łatwo wejść w buty antiocheńczyków żydowskiego pochodzenia. Zwłaszcza,  gdy o przyjęciu wiary mówimy jako o przyjęciu „wiary ojców” a nie naszej własnej, wiary wynikającej z wychowania i tradycji, a nie z osobistego doświadczenia obecności i miłości Boga. Czy czasem nie powinno nam się zapalać przysłowiowe „czerwone światełko”, gdy słyszymy słowa Jezusa skierowane do Żydów: „Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce” ? (Mt 21,43) Albo gdy słyszymy wcześniejsze słowa Jana Chrzciciela: „a nie myślcie, że możecie sobie mówić: "Abrahama mamy za ojca", bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi”? (Mt 3, 9)

            Dlatego zamiast polegać na swym wychowaniu należy zgodnie z zaleceniem Jezusa z dzisiejszej Ewangelii słuchać Go i iść za nim. Osobiście. To zalecenie Jezus daje nam z miłości. By jak mówi dalej, dzięki tak powstałej osobistej więzi nikt nie wyrwał nas z Jego ręki. To Jego obietnica. Jej ostateczne skutki opisuje dzisiejsze drugie czytanie z Apokalipsy Św. Jana Apostoła: «Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo pasł ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu». (Ap 7, 16- 17)

 

Komentarze

Popularne posty