Żagiew i oścień


Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim.
A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony».
I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Mk 6, 1-6

Czasem jest tak, że mamy rację. Tak obiektywnie, tak naprawdę. Nie dlatego,  że jesteśmy jakoś szczególnie mądrzy, doświadczeni, że pozjadaliśmy wszystkie rozumy. Po prostu mamy rację,  z różnych przyczyn czy  powodów, zasłużonych czy tez niezasłużonych,  bo odkryliśmy  w jakiejś sprawie prawdę. Bo przecież istnieje prawda, taka zerojedynkowa, bez subiektywizowania, niuansowania. Wbrew wybrzmiewającemu przez wieki retorycznemu i gorzkiemu pytaniu Poncjusza Piłata, będącemu bardziej krzykiem rozpaczy, niż głosem  w filozoficznej dyspucie.

Niesiemy tę prawdę jak płonącą żagiew rozświetlająca ciemności i …nic.   Znacie to? Ta całą  paletę reakcji? Od gniewnego odrzucenia, przez zimną  obojętność  po mniej lub bardziej subtelną drwinę? Co wtedy czujecie? 
Jakiekolwiek uczucia by wtedy nami nie targały, mamy okazję dotknąć samotności Boga. Boga, o którym można napisać, że skarży się na człowieka. W dzisiejszym pierwszym  czytaniu prorokowi Ezechielowi: «Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników… To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach». ( Ez 2, 3-4) Nie inaczej Jezus, w dzisiejszej Ewangelii  żalący się swoim uczniom: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». ( Mk 6,4)

Nie inaczej niż jego Mistrz spotkany pod Damaszkiem, musiał to poczuć Święty Paweł na ateńskim Areopagu. Gdy wkładając w to całą swoją istotę, swoją inteligencję, gruntowne klasyczne i biblijne wykształcenie i całą żarliwość swej wiary, w odpowiedzi na mowę swego życia usłyszał w odpowiedzi: „Posłuchamy cię o tym innym razem” (Dz 17,32) 
Nie wiemy, na ile to doświadczenie i wiele innych przypadków odrzucenia przez słuchaczy doprowadziło go do refleksji zawartej w dzisiejszym drugim czytaniu z Drugiego Listu do Koryntian: „Aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała … żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». (2 Kor 12, 7-9)
Jak opisuje Ewangelista Marek , po odrzuceniu w rodzinnym Nazarecie Jezus „ nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał”. (Mk 6, 5-6)
Paweł zaś wyciąga taki wniosek z poczucia swej słabości: „Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach… Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny”. (2 Kor 12, 9-10)
Jakie można więc wyciągnąć z tego wnioski? Na pewno, by akceptować swoje ograniczenia, by pozwolić  działać Chrystusowi. Bo nie swoją siłą człowiek zwycięża (1 Sm 2, 9b) I naśladować Chrystusa w konsekwentnym działaniu, nawet gdy nie towarzyszą temu anielskie chóry.


Komentarze

Popularne posty