J 3, 16

 



Jezus powiedział do Nikodema:

«Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.

A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu».

J 3, 14-21

Wszystko zaczęło się od braku cierpliwości, wytrwałości i od  selektywnej pamięci. Izraelici właściwie niedawno opuścili Egipt, odzyskując wolność. Przeszli przez Morze Czerwone, którego kierowany  Bożą interwencją odpływ i nagły  przypływ ocalił ich przed prześladowcami. Byli cudownie karmieni na pustyni… Pojeni wodą wytryskująca ze skały.      A tu nagle droga się wydłuża, pojawia się zmęczenie i niepewność. A potem  bunt. Jak czytamy w Księdze Liczb: „Podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość.  I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: «Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny». (Lb 21, 4-5)

 Tak to już jest, leży to w naturze człowieka, że łatwo przyzwyczaja się do tego co dobre, a gdy nastaną trudności, to pojawia się najpierw lęk, potem zwątpienie i rozczarowanie, potem gniew. Najpierw gdzieś w środku, w sercu. Potem to wszystko wzbiera i wylewa się poprzez usta. Niektórzy zaciskają zęby i duszą  w sobie. Ci mają jeszcze gorzej – krąży w nich jak trucizna w żyłach.

Właśnie, trucizna … Jak ta zawarta w jadzie węży, które kąsały Izraelitów, gdy zwątpili. To ciekawy fragment Pięcioksięgu Mojżesza – mało im było trudności w drodze do Ziemi Obiecanej, a tu jeszcze na dokładkę jadowite węże? Mierzy się z tym natchniony autor Księgi Mądrości: „Synów zaś Twoich nie zmogły nawet zęby jadowitych wężów, litość bowiem Twoja zabiegła im drogę i ich uzdrowiła. Dla przypomnienia bowiem mów Twoich byli kąsani, i zaraz mieli ratunek… Nie zioła ich uzdrowiły ani nie okłady, lecz słowo Twe, Panie, co wszystko uzdrawia. (Mdr 16, 10-12)

I czytamy dalej w Księdze Liczb - Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża   i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu». Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu” ( Lb 21, 8-9) Magia? Nie,  akt zaufania. Skoro Bóg sam z siebie dokonał wszystkich tych cudów, o których zapominać było niedorzeczne, to taki niedorzeczny, symboliczny gest przywrócić miał  umiejętność wyciągania wniosków z tego co już było, wiarę w to, że Bóg cały czas jest obecny i wypełnia swe obietnice. Ta wiara miała moc uzdrawiania.

I tak to jest, że czasem potrzebujemy takiego bolesnego ukąszenia, by otrzeźwieć, by spojrzeć w górę, jak Izraelici na zawieszonego na palu miedzianego węża. Bo nic innego nie już nie działa, nic nie jest w stanie obudzić nas z marazmu. Znużenia, znudzenia, rutyny, w które popadliśmy na naszej życiowej drodze. Co wtedy zrobić? Oczyma serca i duszy spojrzeć na Jezusa, zapowiedzianego w obrazie miedzianego węża, wywyższonego na palu Krzyża. Spojrzeć znaczy uwierzyć: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. (J 3,16). Ta wiara ma moc uzdrawiania.

Komentarze

Popularne posty