Nasz Tabor

 


Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba oraz brata jego, Jana, i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto ukazali się im Mojżesz i Eliasz, rozmawiający z Nim.

Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza».

Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!» Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli.

A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: «Wstańcie, nie lękajcie się!» Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa.

A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: «Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie».

Mt 17, 1-9

W zasadzie to jesteśmy sami sobie winni. My,  chrześcijanie XXI wieku. Przewidział to zresztą proroczo Św. Paweł, pisząc do Tymoteusza: „Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy… przeciwstawiają się prawdzie, ludzie o spaczonym umyśle, którzy nie zdali egzaminu z wiary. Ale dalszego postępu nie osiągną bo ich bezmyślność będzie jawna dla wszystkich”. ( 2 Tm 3, 5.8-9)

Jak bardzo te słowa opisują dzisiejsza rzeczywistość.  Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, i z pewnością nie czytelników tego tekstu. Bo to jest tak, jak w  opowieści o proboszczu pewnej parafii, który zwykł utyskiwać na tych, co w niedzielę nie chodzą do kościoła. Tyle, że słuchaczami tych narzekań byli zawsze ci, którzy akurat chodzą. Ale ktoś musi przecież wziąć za to wszystko odpowiedzialność. I nie ma sensu wszystkiego spychać na duchowieństwo, na katechetów, na kościół instytucjonalny. Bo to nie w kościelnych murach, nie na lekcjach religii spędzamy większość czasu, lecz w naszych domach, z naszymi dziećmi, małżonkami, rodzinami, przyjaciółmi, znajomymi. Po co te larum, o co chodzi? Ano o obraz Boga. Jesteśmy odpowiedzialni za obraz Boga. Najpierw za ten, który mamy my sami. A dalej to już prosta konsekwencja, jaki obraz  mamy, taki przekazujemy. Przede wszystkim dzieciom. O ile w ogóle jakiś przekazujemy.

I nie ma co się dziwić, ani zresztą nie ma sensu rozpaczać, że ten czy inny chwilowo popularny celebryta szumnie dokonuje modnej ostatnio „apostazji” szydząc, że nie wierzy w Boga, to jest starca z siwą brodą  siedzącego na chmurze. Który, gdy jesteśmy niegrzeczni, to nas karze, a gdy grzeczni,  to nas poklepuje po ramieniu. I albo ostatecznie i my będziemy spoglądać z obłoków, albo też smażyć się w piekle jak frytki w głębokim oleju w barze przy plaży. Skrzyżowanie kreskówki z horrorem. Czy naprawdę są  tacy, którzy mają taki obraz Boga?  Otóż są. Wystarczy poczytać uzasadnienia wielu takich wyznań niewiary. Jak najbardziej słusznych i uzasadnionych, bo bóg, w  jakiego nie wierzą,  nie istnieje.

A my, ta „nasza” strona tego metafizycznego sporu, jakie drogi do poznania Boga często proponuje? Rozmaite modlitwy ze 100 procentową gwarancją  wysłuchania, które mają być tak skuteczne jak wybielacz na plamy? Które wiążą wolę  Boga z naszą  jak polecenia wydawane dżinowi wypuszczonemu z lampy?  Przesłodzone „Jezuski” i „Maryjki” straszące z social mediów? Badziewne dewocjonalia, ze święcącymi figurkami na czele?   Diabły udzielające wywiadów egzorcystom, zobowiązanym do milczenia?  I te prywatne objawienia, przy których obrazowe  opisy końca świata z Apokalipsy to małe piwo?  I śmiesznie i strasznie.

Czy jest na to jakiś sposób? Jest. Podaje go Św. Paweł Tymoteuszowi i nam: „Od lat bowiem niemowlęcych znasz Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie.  Wszelkie Pismo od Boga natchnione jest i pożyteczne do nauczania… aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu”. (2 Tm 3, 14-17) Dziś, przemieniając się na Górze Tabor,  Jezus pokazuje nam nasz ostateczny cel, o którym tak   Św. Paweł pisze do Koryntian: „W jednym momencie, w mgnieniu oka … będziemy odmienieni.  Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność. (1 Kor 15, 52-53) Mocne, prawda? Św. Piotr w dzisiejszym drugim czytaniu podsumowuje to następująco: „Nie za wymyślonymi mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ale jako naoczni świadkowie Jego wielkości.  Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę…«To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie». I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej”.  (1 P 1, 16-18) Czas skończyć z mitami, nadszedł czas na zdrową naukę. Czas na Pismo Święte.

 

 

Komentarze

Popularne posty