Ja, Naaman
Zdarzyło się, że Jezus, zmierzając do Jeruzalem, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei.
Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ten widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni.
Wtedy jeden z nich, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił, chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin.
Jezus zaś rzekł: «Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?» Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła».
Łk 17, 11-19
Czasem jest tak, że mamy swoje własne wyobrażenie Boga, tego kim On jest, jak postępuje, czego od nas oczekuje. I tworzymy procedury, przepisy, reguły postępowania czy schematy, przypisując je Bogu. Z taką właśnie postawą od samego początku spotkał się Jezus – Jego Osoba i posłannictwo było tak odległe od oczekiwań Jego rodaków w Nazarecie, że wobec odrzucenia wypowiedział wtedy gorzkie słowa: «Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza … a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman». ( Łk 4, 25-27)
Właśnie do uzdrowienia Naamana nawiązuje Jezus w dzisiejszej Ewangelii, gdy po uzdrowieniu dziesięciu trędowatych, tylko jeden z nich wrócił, by podziękować za uzdrowienie, a Jezus komentując podkreślił fakt, że podobnie jak Naaman był on cudzoziemcem. Wskazuje na to związek z Ewangelią dzisiejszego pierwszego czytania z Drugiej Księgi Królewskiej (2 Krl 5, 14-17)
Otóż Naaman, syryjski dowódca wojskowy, niejako skierowany przez swego władcę do Izraela w celu wyleczenia z trądu, otrzymał od proroka Elizeusza dziwne polecenie siedmiokrotnego zanurzenia się w Jordanie, na co delikatnie mówiąc, dość mocno się zżymał. Ostatecznie zdecydował się na to. Jego krok w nurt rzeki, okazał się krokiem wiary, który przyniósł mu uzdrowienie. A wraz z uzdrowieniem, wiarę w Tego, kto go uzdrowił, w Boga.
Nie w Elizeusza, choć chciał okazać mu wdzięczność. Elizeusz jednak nie przyjął proponowanych w dowód wdzięczności darów, a wcześniej nie zajmował się Naamanem, nie modlił się o jego uzdrowienie, czego ten oczekiwał. Po prostu oschle polecił siedmiokrotne zanurzenie się w rzece. Wskazał w ten sposób nie na siebie, lecz na Boga. A syryjski wódz odrobił zadana mu lekcję. I uwierzył w Boga Izraela.
Uzdrowionemu cudzoziemcowi, Samarytaninowi, Jezus wyjaśnił, co i dlaczego się stało, słowami: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Syryjczyk Naaman był, jak to mówi młodzież, bardziej ogarnięty. Sam stwierdził w rozmowie z Elizeuszem: «Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem!»
Uzdrowienie z trądu Naamana za Starego Przymierza, przed przyjściem na świat Syna Bożego, było skutkiem jego wiary w słowo proroka. Uzdrowienie Samarytanina skutkiem wiary w Jezusa i spotkania z Nim.
Co z tego wynika dla nas? W naszych realiach geograficznych i cywilizacyjnych, na szczęście ta straszna choroba nie stanowi już zagrożenia. Lecz trąd pozostaje dla nas obrazem nieszczęścia, odrzucenia, izolacji i samotności. Do dziś przecież funkcjonuje w naszym języku obrazowego stwierdzenie: „czuję się jak trędowaty”. Lekarstwem nie są tu, podobnie jak w przypadku Nazarejczyków, ich własne wyobrażenia i zwyczaje. Ani jak w przypadku Naamana, oczekiwane przez niego rytualne gesty. Te wszystkie nic nie znaczą bez spotkania z Jezusem jako osobą. I płynącą z tego spotkania wiarą. Szukajmy Jezusa. Chciejmy się z Nim spotkać. Znajdźmy nasz Jordan. Nasze miejsce spotkania z Jezusem, na pograniczu Samarii i Galilei z dzisiejszej Ewangelii.
Komentarze
Prześlij komentarz