Rozważania o budowie wieży
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.
Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».
Łk 14, 25-33
Jest takie powiedzenie: „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”. I właśnie przed taką postawą życiową przestrzega Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Dzisiejszy fragment rozpoczyna się zgodnie z receptą Alfreda Hitchcocka – na początku trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Czy Jezus naprawdę wzywa do nienawiści do najbliższej rodzony i siebie samego, jako warunku bycia Jego uczniem? Taki wniosek może wysnuć tylko ten, kto nie jest oswojony, kto nie zna barwnego, soczystego i obrazowego języka Ewangelii. Gdyby Jezus głosił Dobra Nowinę w naszych czasach, Jego uczeń zapisałby, że warunkiem współpracy, który stawia nam Jezus, jest przykładanie do niej największej wagi. Większej niż wszystko inne, nie wyłączając tak spraw tak ważnych jak osobiste relacje i własny komfort. Nawet za cenę znoszenia przeciwności, które symbolizuje krzyż.
Dlaczego tak właśnie? Bo inaczej się nie da, bo jak się dziś mówi, tak właśnie to działa. Nie ma półśrodków, prowizorki. Oczywiście zakładając, że jest się tym zainteresowanym. A czy warto? Jezus mówi nam o tym choćby w przypowieściach o skarbie ukrytym w roli czy drogocennej perle. W pierwszej z nich jego znalazca sprzedał wszystko co miał, by go uzyskać. W drugiej podobnie, kupiec spieniężył wszystkie swoje aktywa, by kupić perłę. (Mt 13, 44-46)
Choć może się wydawać, że to były to w pełni spontaniczne decyzje, z pewnością były dogłębnie przemyślane. Podjęte po solidnym namyśle, rozważeniu argumentów za i przeciw – sprzedaż całego majątku jest rozciągniętym w czasie procesem dokonanym w wyniku zaplanowanych działań. Takie przemyślenia opisuje dziś Jezus w przypowieści o budującym wieżę i o królu dysponującym mniejszą armia, niż jego przeciwnik. By uzyskać zakładany cel, trzeba przedsięwziąć właściwe środki, wybierając to co lepsze. A to właśnie proponuje nam Jezus i do tego nas zaprasza. Skarb i perła, wszystko co one symbolizują, czekają, aż je odnajdziemy.
To, że nie zawsze tak łatwo jest właściwie wybrać, opisuje dzisiejsze czytanie z Księgi Mądrości: „Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką – a któż wyśledzi to, co jest na niebie? Któż poznał Twój zamysł, gdy nie dałeś Mądrości, nie zesłałeś z wysoka Świętego Ducha swego?” (Mdr 9,16-17) Ale Duch Święty przychodzi z darem rozeznania i czytamy dalej: „ I tak ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie poznali, co Tobie miłe, i zostali ocaleni przez Mądrość”. (Mdr 9, 18) W tym wyborze nie jesteśmy więc sami. Prośmy więc Go by pomógł dobrze wybrać.
Komentarze
Prześlij komentarz