Koniec świata





Jezus powiedział do swoich uczniów:
«W owe dni, po wielkim ucisku, „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie” zostaną wstrząśnięte.
Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i „zgromadzi swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi po kraniec nieba”.
A od figowca uczcie się przez podobieństwo. Kiedy już jego gałąź nabrzmiewa sokami i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie te wydarzenia, wiedzcie, że to blisko jest, u drzwi.
Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec».

Mk 13, 24-32


Patrząc z punktu widzenia naszej wiary, zazwyczaj mamy taką dość prostą wizję życia: Żyjemy sobie lepiej lub gorzej, popełniając mniej lub więcej grzechów i dokonując więcej lub mniej dobrych uczynków, które po naszej śmierci kładzione są na szalach wagi, i w zależności od tego, które przeważą, ostatecznie trafiamy  do nieba lub do piekła. Piekło zostawmy  w spokoju, pomyślmy o niebie, a właściwie o Niebie.

Czym jest Niebo? Nasuwają nam się obrazy jeszcze z dzieciństwa: pyzate aniołki siedzące na chmurkach, grające na rozmaitych instrumentach, dla starszego, nobliwego, brodatego Pana Boga. I wśród niech jest nasze miejsce, po to by wraz z nimi, niezależnie od tego czy podczas ziemskiego życia byliśmy obdarowani słuchem muzycznym i ładnym głosem, będziemy śpiewać „Święty, Święty”. Ładna dziecięca wizja ze „świętych obrazków”.

Jak będzie w rzeczywistości? Nie wiemy, nikt z tych, co odeszli, nie wrócił, nie opowiedział, nie pokazał nam zdjęć czy filmików, nie umieścił na facebooku czy instagramie  selfie ze Świętym Piotrem trzymającym klucze Królestwa Bożego.

Nie ulega wątpliwości, że świat i ludzkość, jakie znamy, kiedyś przeminą. Wiemy to ze Słowa Bożego, ale też tak mówi nam nauka. Popatrzmy na dzieje i przyszłość  naszego Słońca: powstało 4,6 mld lat temu z międzygwiezdnego obłoku wodoru i helu. Ciągle zwiększa swoją objętość i jasność, zamieniając wodór w hel i w energię, grzejąc  coraz mocniej. Za  kilka miliardów lat, gdy w jego  jądrze wypali się cały wodór,  Słońce  zmieni się w tzw. czerwonego olbrzyma. Powiększy się kilkaset razy i  pochłonie leżące w pobliżu planety, w tym Ziemię. Po kolejnym miliardzie lat, kiedy wypali cały hel, z powrotem zmaleje, zmieni się w tzw. białego karła i prawie zgaśnie.

W tą kosmiczną rzeczywistość, której  Stwórcą jest sam Bóg, wpisane są nasze dzieje. Heliofizycy, naukowcy zajmujący się Słońcem przewidują, iż porównując ewolucję Słońca do ewolucji innych gwiazd i ich systemów planetarnych, mamy jeszcze najwyżej 1,75-3,25 mld lat, zanim Ziemia stanie się nie do życia nawet dla mikroorganizmów. W dzisiejszej Ewangelii Jezus potwierdza, że niebo i ziemia przeminą. Lecz na szczęście dodaje, że Jego słowa nie przeminą. I obiecuje, że zgromadzi swoich wybranych.  Jak więc będzie? Co z nami będzie? Pisze o tym Św. Paweł do Koryntian: „Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni.  W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby - zabrzmi bowiem trąba - umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni.  Trzeba, ażeby to, co zniszczalne, przyodziało się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność.  ( 1 Kor 15, 51-53) Wtóruje mu Św. Jan: „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest”. ( 1J 3,2)

Zazwyczaj nie myślimy o rzeczach ostatecznych, lecz raz na jakiś czas warto. Zwłaszcza wobec takiej perspektywy.

Komentarze

Popularne posty