Wątpiącym dobrze radzić
Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i
gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie
usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem.
Jezus zaś, odwróciwszy się i ujrzawszy, że
oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?»
Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! – to
znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?»
Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie».
Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to
około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od
Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw
swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» – to znaczy: Chrystusa. I
przyprowadził go do Jezusa.
A Jezus, wejrzawszy na niego, powiedział:
«Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazywał się Kefas» – to znaczy: Piotr.
J 1, 35-42
A gdyby tak zastanowić się, co jest naszym
ulubionym zajęciem? Wydaje się, że jest nim doradzanie. Wszyscy bowiem, lub
prawie wszyscy, jak twierdzą satyrycy, znają się na leczeniu, polityce, piłce
nożnej, ekonomii, wychowaniu dzieci i wielu innych dziedzinach i aspektach
ludzkiego życia.
Coś w tym jest,
rzeczywiście lubimy doradzać … Jednakże, wartość takich usług doradczych jest
raczej niska, a doradcy „od wszystkiego” najczęściej sami nie wprowadzają w życie własnych pomysłów. Stąd też tzw. „dobre rady” uważane
są za synonim czegoś pozbawionego wartości. Od takich „dobrych rad” już tylko
krok do tego, co kiedyś w Galicji określano mianem „austriackiego gadania”
czyli mówienia rzeczy błahych, pozbawionych sensu. Przy okazji warto wyjaśnić, że
pojęcie to wywodzi się z regulaminu austriackiego parlamentu ( Izby Delegatów )
zgodnie z którym posłom C.K. Monarchii nie można było przerywać wypowiedzi,
czego skutki były aż nadto oczywiste.
I tu powstaje pewne napięcie, bo gdy
sięgniemy pamięcią do katechizmu, to dobre
rady, te pisane bez cudzysłowu, udzielane
wątpiącym, są jednym z uczynków miłosierdzia.
Jak więc radzić, by to co mówimy, nie było
czczą gadaniną, tylko by było naprawdę użyteczne? By pomóc, tak na serio tym,
co tej pomocy potrzebują?
Odpowiedź na to pytanie jest zawarta w
dzisiejszych czytaniach, w mocno powiązanych ze sobą czytaniu z Pierwszej
Księgi Samuela oraz Ewangelii.
Po pierwsze, nie należy się narzucać. To
Samuel przyszedł do Helego z pytaniem … Jan Chrzciciel stał ze swoimi uczniami
i z całą pewnością nie milczeli. Rozmawiali …I raczej nie o pogodzie.
Po drugie, sami nie rozwiążemy za naszych
bliźnich ich problemów … Przecie w znakomitej większości nie
jesteśmy zawodowymi psychologami, ani też nie mamy wystarczającej wiedzy na
temat wszystkich ich bolączek, ani też mocy sprawczej, by te problemy zniknęły.
Co więc możemy? Najpierw być z
potrzebującymi jak Heli z Samuelem, jak Jan Chrzciciel z drugim Janem,
późniejszym Ewangelistą i Andrzejem. Czyli wsłuchując się w swych rozmówców, słuchając również sercem.
I zdając sobie sprawę ze swych ograniczeń,
jak Heli radzić, by wsłuchać się w słowa Boga, że to właśnie Bóg zna odpowiedzi
na wszystkie pytania. Nie my. Jak Jan Chrzciciel wskazywać nie na siebie, lecz
na Jezusa. Lepszej rady nikomu nie damy.
A jak się tego nauczyć? Trzeba samemu
przejść tą drogę. Samemu pójść za Jezusem. Przebywać z nim jak pierwsi Apostołowie
z dzisiejszej Ewangelii. Powtarzając za młodym Samuelem: «Mów, bo sługa Twój
słucha». Wtedy będziemy mogli przyprowadzić kogoś do Jezusa, jak Andrzej
Piotra. Dla nikogo nie możemy zrobić nic lepszego.
Komentarze
Prześlij komentarz